한국   대만   중국   일본 
Maja - Wiki?rodła, wolna biblioteka Przejd? do zawarto?ci

Maja

Z Wiki?rodeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Angelo de Gubernatis
Tytuł Maja
Podtytuł misteryum dramatyczne z szeregu dramatow indyjskich wyj?te
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1876
Druk K. Piller
Miejsce wyd. Lwow
Tłumacz Władysław Tarnowski
?rodło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB   ? PDF   ? MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


MAJ A,
MISTERYUM DRAMATYCZN E,
z szeregu dramatow indyjskich wyj?te
przez
ANGELA DE GUBERNATIS.

PRZEKŁAD
Władysława hr. Tarnowskiego.
separator poziomy
LWOW.
Nakładem ksi?garni
GUBRYNOWICZA I SCHMIDTA.
1876.
Z drukarni K. Pillera.

Słowo autora.

Raczej pomysł, ni? przedmiot niniejszy, ma ?rodło swoje w legendzie ?Sunaseppa”, zawartej w cało?ci Aitareya Brahamana , ktorej (to dla ciekawszych czytelnikow) jest dwie wersye w angielskim przekładzie; jedna Maksa Mullera, druga Hauga, w niemieckim za? Rotha.
Harricandra (t. j. Jasnowłosy, od hari, dla złagodzenia brzmie? zestrojone na ar i) ?lubował syna swego, Rohita (rudowłosego, tj. Rudira, ktorego nazwiemy Rudir), da? na ofiar? krolewskiemu bo?yszczu Waruna. Nie mog?c jednak przemodz na sobie zabojstwa własnego dziecka, Hari kupuje od n?dzarza Agigarta syna jego, imieniem Sunaseppa (w dosłownem znaczeniu: rozga ognista). Sunaseppa za?, maj?c by? zgładzonym ojcowsk? r?k?, błaga pomocy wszystkich bostw przewodnich kolejno, ale daremnie. Wreszcie ku Zorzy zwraca głos błagalny. Ta pod imieniem Maji (czyli złudzenia) wprowadzona, staje si? jego niespodziewan? wybawczyni?.
Myt walki ?wiatła i nocy jest tu oczywistym. Rozga ognista czyli Sunaseppa jest sło?cem, w ci?gu nocy skr?powanem. Zespoliłem nast?pnie myt ten z legend? o bracie bogatym i ubogim, w Agigarty za? postaci zdało mi si? odczu? prastary kształt, wiele wcze?niejszy od typu uklasycznionego kupca weneckiego Szekspira. Scena tegoczesna, inna zupełnie od tej, na ktorej pojawiały si? w ?rednich wiekach najzawilsze tajemnice chrze?cija?skie, w?tpimy, aby przyj?ła ten prastary myt aryjski. ? ?Bogow nieba zwykli?my dzi? zast?powa? bałwanami ziemi”. Niech wi?c nie b?dzie dziwnem, ?e wolimy olbrzymie i dramatyczno?ci pełne typy staro?ytne. Te w pierwowzorze swoim bli?sze my?li naszej, bo bli?sze natury.



SŁYNNEMU
ANDRZEJOWI MAFFE I,
ktory do mowy Danta i Petrarki przydał ?piewy Miltona, Moora, Byrona, Gessnera, Schillera i Goethego, po?wi?cam t? ostatni?, a zamierzchł? powie?? z najprzedniejszych harmonii narzecza aryjskiego.
Autor.
Od tłumacza
do Cordelii i Ercolina.

Widziałem dwa p?czki ro?y rozkwitłe nad Arnem, rozmodlone ku sło?cu, ktore z licow ich zcałowało perły zorzy porannej. Pi?kniejszymi wydawały mi si? dziecinne, jasnowłose głowki wasze otoczone miło?ci? rodzicielsk?. Dzi? dzieciom ? na kiedy? , gdy dojrzejecie, by opromieni? s?dziwo?? ojca i z innymi uwie?czy? skro? jego pochylon? od pracy wie?cem zasługi, po?wi?cam ten przekład niegodny pierwowzoru. Wtedy ? wspomnijcie i w?drownego artyst?, ktorego słuchali?cie czasem, ktory nieraz zasiadał przy go?cinnem ognisku waszem, gdy utwory jego grywała wasza matka, co samotny i w chwilach ciemniejszych ?ycia, cz?sto doznawał pociechy i zach?ty... w?rod obcych, przy sercu szlachetnem waszego ojca. Oby te odbiły si? t?cz? tysi?cznych błogosławie?stw na ?yciu waszem. Ty Cordelio skłaniaj głow? przed ideałem, jak ro?a, ktor? kołysze wiew poranku, a ty mały Ercolino nosz?cy imi? Manzoniego (Alessandro), b?d? Ercolem w twej pi?knej i szcz??liwej Ojczy?nie. Ty za? przyjazny moj Angelo wspomnij na słowa prastare a wiecznie młode:

?Victrix causa placuit Diis.
Res victa: Catoni!” [1]

Wroblewice w Lipcu 1875



Osoby:

Ari (Hari) , namiestnik Waruny.
Rudir (Rudira) , syn jego. [2]
Agigarta , brat Arego.
Sunaseppa , syn Agigarty.
Maja (Maya) [3] , corka krola Waruny. [4]
Dwaj bracia bli?ni. [5]
Taksaka , krol w??ow piekielnych. [6]
Yama , bostwo ?mierci. [7]


(W gł?bi sceny olbrzymie szczyty pasma Himalaja, ponad niem stopniami w połcieniu i poł?wietle dzier?ganemi, wiedzie droga ku szczytowi Meru, na ktorym w cieniach i ?wiatłach naprzemian upowite, wznosi si? zamczysko krola Waruny. Na szczytach i stopniach gor osiada zmrok nocy ? cisza. Nad szczytem zamku krolewskiego kruk usiada. ? Z jaskini gorskiej, podziemnej, wychodzi Rudi r, odziany ciemno-czerwono, włosy i broda rude, ogniste; cała jego posta? ma co? złowrogiego. Rozgl?da si? podejrzliwie i mowi:)
RUDIR.

Stary krol kona ? ju? po raz trzeci
Kruk ?ałobnemi wro?by zakrakał.

(Dwoch braci bli?ni?t, w szarych czapkach, przesuwa si? szybko i cicho. Wchodz? do zamku.)

Oto bli?niaki! [8]
Zda si?, nie myl?, z dalekich siedzib
Wschodu ich wezwał zwiastun ?miertelny.
Kruk, na te skały. Spiesz, o krolu nocy!
Taksaka! straszn? masz m? obietnic?!
Tobiem ?lubował, twemu piekielnemu
Duchowi siebie i potomstwo moje
I pa?stwo całe po?wi?ci? ? na zawsze! ?
Je?eli ?ycie mi i tron Waruny,
Nienawistnego zwierzchnika mojego,
Dzi? jedynego oddasz prze?ladowcy.
I tak zbyt długo ? a jak go nie cierpi?! ?

Czołga si? w ło?u komnat złotogłowych
Moj wspołzawodnik stary! A wi?c ?ygnij
Z płomienistego ozora trucizn?,
I tchem morowym twej potwornej piersi
Tchnij!... zniszcz tyrana sprochniałego ciało!

(Krol w??y, Taksak a, pełzaj?c wychodzi z nory pod zamkiem i czołga si? do jaskini, z ktorej wyszedł Rudir, przesłoni?ty i otoczony mrokiem nocnym.)

Co ci jest? jak?? przynaglony zgroz?
Spełnisz raz moje odwieczne zakl?cie?

(Maja, corka Waruny, schodzi z zamku w ?nie?nej szacie, nios?c srebrny dzbanek.)

Co widz??... oto stopami sarneczki
Zwinna, w?rod mroku, krolewska dziewica...

(Maja zbli?a si? stopniami na plac pod zamkiem.)

Gdzie drobn? no?k? bie?y Maja?

MAJA.

Kto? ty, co po imieniu wołasz?

RUDIR.

Rudir jestem.
Czemu zadr?ała??

MAJA.

Widziałam mego krolewskiego ojca,
Jak zbladł ?miertelnie, gdy wyrzekł to imi?.

(Krotkie milczenie. Rudir siada, słuchaj?c ciekawie.)

Ari, namiestnik, stał przy jego ło?u
Złotem przed chwil?, ja za? u nog ojca
Siedz?c, z mej cytry harmonie wesołe
Brz?kałam pełna dziewcz?cej swobody...
W tem krol si? zrywa, jak od jadu w??a.
Zawrocił oczy i zawołał: ?Ari!

Ty mi? podszedłe? w ?yciu po raz wtory!
Teraz to widz?. Gdzie syn twoj? gdzie Rudir?”

RUDIR.

Co? Ari na to?

MAJA.

Waruna grzmiał silniej:
?Ari, ty? przysi?gł mi krew twego syna,
O ktorym znan? ci jest przepowiednia,
?e mojej ?mierci stanie si? powodem!
Pami?tasz dzie? ten?” ? ?O! nie byłem jeszcze
Ojcem!” ? wyj?kn?ł Ari. ? ?Ha! przem?dry! ?
Ryczał krol w zło?ci ? masz wymowki bogow!
Przecz jako głupiec kl?łe? si? na rzeczy,
Ktorych nie było jeszcze? Gdy si? zrodził
On nienawistny Rudir, to ze łzami
Lamentem wyj?c, w serce? mi kołatał,
Bym si? zlitował nad dziecinnym wiekiem,
Nad niewinno?ci?, co szkodzi? niezdolna...
Po?niej z tem wi?ksz?? prawił przebiegło?ci?
Kłamstwa rozliczne, a?e? nie wymodlił
Ujrzenia pierwszych dzieci?cia u?miecho w;
Potem słow pierwszych łakn?łe? napie?ci?
Słodk? melody? twe ojcowskie uszy,
Nast?pnie nauk sławiłe? post?py...
Jam czekał ci?gle, lecz twa rodzicielska
Miło?? si? w coraz nowe stroi złudy,
Ty za? nietylko? chytrze ostrzegł chłopca,
Aby odemnie stronił, ale nawet
W władaniu broni? Yamy go ?mierteln?
Wy?wiczy? ?miałe?, wiem to, pokryjomu...
Wreszcie, niechybny dzie? był oznaczony,
Dzie? tej ofiary... wła?nie dzie? dzisiejszy!”

RUDIR.

A dalej?

MAJA.

??mierci by uj?? ? krol zawołał ?
Poniewa? nowe pokolenie zwykło
Czyha? na starsze, wi?c je wykorzeni?!
W jeden si? akord nigdy nie o?eni?:
Miło??, nienawi??! ?wiatło mrze od cienia,
Gdzie Rudir wstanie, musi pa?? Waruna!”

RUDIR.

I oto wstaj?...

MAJA.

Jako d?b w?rod burzy
Trz?sł si? krol stary, pienił i bełkotał
W gniewie gor?czki ledwie zrozumiale:
?Zapal ofiarny płomie?! oto Yamy
Czuj? ju? dreszcze, jego pa?stw zwiastuny;
Ju?... w koło zda si? czuj? ?mierci władz?...
Niech mi? Rudir zast?pi!...” Tu krol zamilkł,
A w tej?e chwili trzykro? si? odezwał
Złowrogi zwiastun ?mierci, czarnopiory...
Tu si? odwa?ył znow przemowi? Ari:
?B?d? miło?ciwy! upewniam, ?e wina
Nie moja, panie! Nie patrz z tak? groz?.
Nie złorzecz... wa?na blizk? jest godzina;
Raz mi? pachol? prosiło serdecznie,
Bym mu na łowy nie bronił, jelenia
Dzikiego tropi?. Jak?e słodkiej pro?bie
Odmowi? miałem? tyle miał w tem szcz??cia!
Jam go sam zbroił, jam go błogosławił
I do powrotu szybkiego znaglałem
Raczej m? skarg?, ni?li mym rozkazem.

I tak widziałem, jak Rudir do lasow
Przywykał, bł?dził i przepadał w kniejach;
Ju? przywdzianego widziałem skorami
Najdzikszych zwierz?t, jak gdyby pochodził
Z dzikich lasow i pusty? krolestwa,
Zk?d niemal na ?wiat nie ma ju? powrotu!“
?Kłamiesz i srodze wyjdziesz na tem! ? wołał
W?ciekło?ci? zdj?ty krol ju? ostateczn? ?
Do mego zamku przywlec mi Rudira,
A ty pami?taj, niebaczny dozorco!
Młodzieniec, ktory ujdzie mojej r?ki,
Ciebie te? zgładzi... złe si? samo pleni,
Je?li zwyci??y, wraz ze mn? upada,
Kto nie odwroci tego ciosu ? biada!“
O, biada! Ari twarz sw? ukrył w dłonie,
A krol ju? zamilkł... oczy obł?kane
Ku drzwiom wci?? zwracał. Z trzaskiem si? otwarły,
Na progu wzniosł si? potwor rozp?tany,
W pier?cieniach w??a skołtuniony cały,
Z paszcz mu ogniste pary wybuchały
I ?wistem dzikim przera?ał. Skurczył si?
I jednym rzutem spi?trzony, z szybko?ci?
Gromu przy ło?u ju? stopy krolewskie
Pier?cieniem zimnym obmotał dokoła,
Czego si? dotknie, to wnet powleczone
Zgniłych ?lin białkiem. Ja cho? niema, dr??ca,
Obj?łam ojca i zasłaniam silnie
Do? przytulona, we? przelana cała,
By go przenigdy, chyba ze mn? zabił!
Ustami w zimne usta tchn?łam ?ycie,
Ale napro?no... ju? on go?? piekielny
Ramiona ?ciska ojca ? o bole?ci!

Ha! ju? spiczasty, poplamiony ozor
Do dnia rozkoszy mej, dnia wesoło?ci
Przymieszał czarn? trucizn? ?ałoby!...
W tem, błyskawic? dwoch młodzie?cow bie?y
Nieznanych; obaj akordem krzykn?li,
Jako dwa miecze na lutni: ?Taksaka!
Nie rusz!...“ Gdy jeden wołał, chwycił wtory
Zwoje potworu grube, złotołuskie,
I tak pot??nie w biały mi?sz podgardla
Grz?zł mu prawic? i strz?sn?ł kł?bami,
?e w?? zaryczał głucho, strz?sn?ł łuski
I czarnym stworem stacza si? ze schodow.
A wrzeszcz?c, z głuchym grzechotem przepada.

RUDIR (zimno) .

Zawsze bli?ni?ta niweczyli dzieła
Yamy, gdzie mogli; a ty, o urocza
Pielgrzymko mroku i cudnej jutrzenki,
Gdzie zamy?lona idziesz?

MAJA.

By Warunie
Ul?y?... nie mo?e po w??a u?cisku
Wolno odetchn?? ? szukam ?rodła ?ycia.

RUDIR.

A ?mier? napotkasz, gdy pojdziesz bezemnie,
Bo tego ?rodła ja nawspoł z Taksak?
Strzeg?. Ni kropl? wody nie?miertelnej
Tu nie dob?dzie człowiek ni bog ?aden,
Dok?d ja stro?em! Na co, o dziewczyno!
Niepodobie?stwo trudy daremnymi
?ciga?? Zwa? tylko: na co stare drzewo
Z rdzeni? sprochniał? otacza? kwiatami?
O?ywczych dreszczow sprzyjaj?ce zdroje

Pruchnu, w istocie na nic si? nie zdadz?.
Ni akwilonu wiosenne podmuchy
Tam nie rozbudz? zamarłego ?ycia;
Pokoju daj dost?pi? podeszłemu.
?e niedoł?g? bywa człowiek czasem,
Nie nasze dzieło. Chod?, dzieweczko moja.
Chod?, pokochajmy si?.

MAJA.

O, ?le ty kochasz.
Kiedy sna? ?mierci wzywasz na t? lub?
Głow? mojego rodzica. Id? sobie!

RUDIR.

Dlaczego oczy odwracasz spuszczone?
Człowiek sw? drog? idzie, k?dy sam chce,
A odwroconem z niech?ci? obliczem
Nie zdoła muszce przeszkodzi?, w eterach
Płyn?cej, aby nie wpadła do oka
Jego druhowi, gdy jej tak znaczono.

MAJA.

Takiego? nigdy kocha? bym nie mogła!

RUDIR.

Wyznaj dziecinna Majo, ?e miło?ci
Nie znasz. Wszak miło?? w dwojgu podzielona.
W jedno?? si? stapia i tak bosk? cało??
Tworzy na ?wiecie.

MAJA.

Dziwne to uczucie.
Gdy tak rozległe przestwory jednoczy
W tak małem kole. Wi?c je?eli tak?
Miło?ci? tylko płoniesz, jak mi mowisz,
To kochaj mi?, a b?d? ci wzajemna.

RUDIR.

Owszem.

MAJA.

Niech ?rodło tajemnicy ?ycia
Mi? tu pouczy.

RUDIR.

W tem ?rodle ? ?mier? moja!

MAJA.

A moja miło??!

RUDIR.

Nocna ma samotno??
T?skna, nami?tna, czy ci? nie zasili?

MAJA.

Nie ku? mi?... kocham ?wiatło!
Ale ze mn?

RUDIR.

W cienie zej?? musisz.

MAJA.

Nigdy!

RUDIR. (woła.)

Powstawajcie!
Cienie!

MAJA.

Kogo ty nawołujesz? biada!
Niech mi? ze wszystkich stron tak nie nachodz?.
Niech mi nie brudz? szaty swoim zmrokiem!
Ach! czuj? ucisk zimny, a tak wstr?tny..
Piekielny w??y u?cisk... o, pomocy!

(Wpada młodzian Sunaseppa w szacie krwawej ?ebraka.)
SUNASEPPA.

Ja ci? wyzwol?!

(W chwili wyst?pienia Sunaseppy, pierzchaj? cienie, ktorych kołem zdradnie otoczył Rudir Maj?. Ta uchodzi do zamku krola Waruny. Sunaseppa i Rudir pozostaj? sami. Chwila milczenia.)
RUDIR.

Wi?c boj?

SUNASEPPA.

Pokoj, je?li wola.

RUDIR.

Nie! boj i przeboj!

SUNASEPPA.

Dobrze, jam gotowy.

RUDIR.

Nie o tej chwili; czekam danej pory.
Jeste?my obaj wyzwani ? wi?c baczno??!

(Sunaseppa odchodzi.)
RUDIR (sam) .

Zacnego stryja mego Agigarty
Plemi?, kamienie tak mi w drog? miota.
Ma szaty dziada, a krolewska duma
Z jego ubostwem wieczy?cie si? kuma;
Tron jego wzro?? ma z ciemnego przybytku,
Do poszukiwa? drog? niebezpieczn?
Ukrytych skarbow, dzielny przedsi?biorca...
Procz Agigarty, kto? mi? mo?e podej???
Z jednego ojca, Ari, Agigarta,
Bli?ni?ta ro?nych losow przeznaczeniem,
Jeden wzi?ł n?dz? potworn? w udziale,
Drugi dostatki. A ja, syn Arego,
W ten dzie? urodzon, co i Sunaseppa,
Syn Agigarty ? horoskop był taki:

?Mnie skarby ?wiata, jemu panowanie”.
Ale? ten ?ebrak miałby pa?stwem włada??
Dosi?gniem tronu stopni! Oto schodzi
Ari moj, starzec blady, dr??cy cały...

(Ari, ?ołto odziany, schodzi zwolna z gory i zbli?a si? do syna.)

Podobny ogniu spalonego drzewa,
Albo ?wiatełku lampy, co si? nagle
Opiwszy zbytnio oliwy, ja?nieje
I ga?nie ? co? zt?d?

(Ari bli?ej.)

Ojcze moj! o Ari!
Dlaczego taki wracasz skłopotany,
Taki pochmurny i cały wzruszony?

ARI.

Rudir! wiesz, z jak? pieczołowito?ci?
Dni twoich strzegłem, jak strasznej przysi?gi
Spełnieniu, ktor?m da? musiał Warunie,
Chytrzem zabiegał...

RUDIR.

Nie ja to przysi?głem!
Jaka? ma wina, dzieci?cia by? mogła,
By? okrutniku na zgub? synowi
Przysi?gł?

ARI.

Kiedy przysi?głem Warunie
(Co mi? ocalił raz z przemocy smoka)
Da? mu, co pierwsze spotka pod mym dachem,
Nie spodziewałem si? by? twoim ojcem.
Przyrzekłem... lata upływały długie,
Zanim powtornie zapragn?ł spełnienia...
Płyn?ły lata, a ty oczom moim

I sercu memu coraz dro?szym byłe?.
Lecz je?li dalej pogwałc? me ?luby,
Je?li je spo?ni?, umrze krol Waruna.

RUDIR.

Tak mu znaczono.

ARI.

Synu, umr? z krolem!

RUDIR.

A, to mi przykro.

ARI.

Przykro... i nic wi?cej?

RUDIR.

I?cie, niemiło...

ARI.

O, ty? mi? nie kochał!

RUDIR.

Jako syn dobry, winienem ?ałowa?.
Jak człowiek, wyznam, ?e mi nie ?al wcale.

ARI.

Nieludzki! synu okrutny!

RUDIR.

Na ?wiecie
Naszym tu, nie ma nic wiekuistego,
T? sam? drog? dwa razy nie toczy
Fortuna koła swego dla nas; po dniu
Noc tu zapada, po nocy dzie? wschodzi.
Jam nie z tych, co nocy wieczystej panami.
Kto zmartwiał, ginie, a kto snu brzemieniu
Uległ, ?pi. Jam nie martwy, ani jeszcze
Snu mi brzemiona nie zwisły u powiek;

Wesoł jam sobie, młodzian pełen ?ycia,
I ?ycia u?y? chc?, dopoki moje...
Nie bierz go, skoro raz mi one dałe?.

ARI.

Niewdzi?czny!

RUDIR.

Czemu?

ARI.

Bom ci? kochał.

RUDIR

I?cie!
Pi?kna mi korzy?? z tego ukochania!
Je?li mi? kochasz wi?cej ni? Warun?,
Niech ci? nie razi, ?em dla? umrze? nierad.

ARI.

Tylko młodzie?ca krew ?wie?o przelana
Mo?e ?oł? starca w ?miertelnej chorobie
Tej ułagodzi?. Ja i krol Waruna
Jednakim losu zł?czeni wyrokiem,
Ta krew nam tylko mo?e wroci? ?ycie.

RUDIR.

Czy dobrze? wyrzekł? tylko krew młodzie?ca?
Wi?c nie o moj? wył?cznie tu chodzi?

ARI.

Co? to za ?arty?

RUDIR.

Wszak młodzie?cow nie brak!

ARI.

Lecz krew szlachetna, dzielna, nie pok?tnych.
W niewoli zgniłych, lub zrodzonych w biedzie;
A ktory? z mo?nych władcow tego pa?stwa
Oddałby syna?

RUDIR.

A ty mi? oddałe?!
Wi?c słuchaj: znam ja człeka, co nas godzien,
Co w n?dzy j?czy, w n?dzy ci??kiej, strasznej,
A ma jednego syna...

ARI.

Milcz Rudirze!
Za? nie wiesz, ?e mi Agigarta bratem?
?e mi bratankiem Sunaseppa?

RUDIR.

A ja?
Ja tylko synem.

ARI.

Do??!... Jak?e go skłoni??
Jak ten haniebny układ mam rozpocz???
Jak go pozyskam?... Ach! wszak on pami?ta
Przekory nasze, wszystkie nasze zło?ci
I krzywdy straszne, ktoremi bogaty!...
A nienawi?ci? ku nam, jego n?dza
Sw? chudo?? pasie... Ha! dzie? zapisany,
Dzie? ten obmierzły, w ktorym jego zemsta
Zejdzie i plonem krwawym nam odpłaci!

RUDIR.

Ba! tak subtelnie głod nie rozumuje,
Gdy go nakarmisz, głuchy jego lament
Przejdzie i miejsca ust?pi milczeniu.
Skałami temi schodzi co wieczora
Do stop barłogow zacny stryj dobrodziej,
Co? pomrukuj?c sobie, na spoczynek.
Wi?c go zatrzymaj, zagadnij przyja?niej,
Ni? zwykłe? czyni? ? a handelek składny
Wszczynaj pomału i wahaj si? długo,

Tak długo prawie, jak była ta n?dza,
Co chude ?ebra mu powygryzała.

ARI.

Czuj? tu jakie? jak zapowietrzone
Tchnienie; krok krotki to i przyspieszony.
Jako głodnego zwierza...

RUDIR.

On! nadchodzi!

(Stary ?ebrak Agigart a, w czerwonym, złachmanionym płaszczu, zbli?a si? szybko, widocznie wyn?dzniały latami wielkiego cierpienia, mruczy pod nosem niezrozumiałe wyrazy.)
ARI ( woła ).

Hola, braciszku! bracie ukochany!

AGIGARTA ( staje, nie ogl?daj?c si?, kto woła, i mruczy sam do siebie ).

Ja nie mam braci!... raz miałem jednego,
Ten był zły... Umarł dla mnie... niech go Yama
W piekielnym pa?stwie nadto nie udr?cza!

ARI. ( do Rudira ).

Oto masz przykład, ?e i głod ma pami??.

( Do Agigarty. )

Ari zbolały, chce wej?? w układ z tob?,
Stoj, stoj, wysłuchaj mi?, o Agigarto!
Zacny moj bracie!

AGIGARTA.

Czyj głos tak łagodny?
Głos to Arego, zaiste, lecz dawno
Od łagodno?ci takiej ju? odwykłem.

( Nie ogl?daj?c si? nawet. )

Czego chcesz? spiesz si?, syn moj Sunaseppa
Mi? oczekuje.

ARI ( do Rudira ).

Synu, nie mam serca
Rzecz t? rozpocz??...Zbli? si? Agigarto.
By krotko orzec: chc? wej?? w układ z tob?;
Zab?d? win moich ? oto ?al mi szczerze,
?em ci był przykry... przebacz, prosz?, przebacz!

AGIGARTA ( do siebie ).

Po tych goryczach, zda si? ten miod słodki
Zbyt podejrzany. Zacny brat moj Ari
Zapewne zło?ci swoje tylko w zr?czno??,
Ktora si? łasi, chce przyodzia? chytrze.

ARI.

Co pomrukujesz? co my?lisz? mow jasno.

AGIGARTA.

Bracie moj, przecz mi nowe stawisz sidła?
Jakie? mi jeszcze gotujesz zgryzoty?
Wzi?łe? mi wszystko, a jam niezawisły,
Wi?c handlu nie trza, ani podejrzewa?
Ju? nie ma o co, skoro ju? nic nie mam.

ARI.

My?l? ci odda?, co twoje.

AGIGARTA ( zło?liwie ).

To zacnie!

ARI.

Ale o jedn? łask? chc? ci? błaga?...

AGIGARTA.

Czy ci si? jeszcze zdaj? tak bogatym,
?e łaski mog? bogaczom wy?wiadcza??
Patrz na koleje ?ycia i fortuny...

Jeszcze zgryzota, co po twardej drodze
Chadza? ?wiadoma, przybrana w łachmany,
Mo?e napotka? dzie? swoj... losu zmian?...
Jakiego? cudu ?ebrak byłbym zdolny,
Bym nim od ciebie cz??? moj? wydart?
Miał znow odzyska??

ARI.

Wszak jeste? ubogi,
Wszak nie masz innej troski, jak łagodzi?
Głod twego syna Sunaseppy; a wi?c
Wi?cej zgryzoty, ni? rado?ci z syna.
Nieszcz?sne chłopi? co dnia twoje oczy
Bodzie sw? n?dz?, a ojcowska czuło??
Wzrasta z dniem ka?dym, a ta troska długa,
Tak długa, ?e j? tylko ?mier? zako?czy,
Ta troska sercu twemu jest straszliw?!

AGIGARTA.

Co? dalej? czuły n?dzy mej malarzu!

ARI.

Ofiara z człeka ? oto rzecz konieczna,
Ktorej potrzeba, by krola przy ?yciu
Utrzyma? ? krola, dobrego Warun?.
Wszak gdy na wojn? id? nasze syny,
Za spraw? krola gin? tysi?cami.
I ta krew wła?nie, przelana, tysi?cy,
Daje krolowi sen tem łagodniejszy,
I milej jego kołysze marzenia.
Owo? dla ?ycia krolewskiej osoby,
Krew pachol?cia, szlachetna, niezb?dna!
Ja, jako bli?szy krolewskiej osoby,
Miałem po?wi?ci? mojego Rudira,
Ale on nazbyt ?ycie kocha... młody!

I taki pi?kny! a taki bogaty!...
Wi?c korniem czynił panu t? ofiar?,
Alem pomy?lał, bracie, o twej n?dzy,
I lito?? zdj?ła mi? nad tob? wielka.
Ul?y? ci pragn? zgryzoty ojcowskiej,
Wszak Sunaseppie n?dza tu znaczona!
Na zawsze droga do zaszczytow, sławy,
Bogactw, zaparta przed nim. Je?li padnie
Dla swego krola, chwała wiekuista
Z jego si? wielkiem zespoli imieniem,
A bogactw złoty zdroj na ciebie spłynie.
A wi?c mi powiedz, za jak?by? cen?
Pachol? twoje oddał na ofiar??

AGIGARTA ( łkaj?c ?ało?nie ).

Za jak? cen? syna?

ARI.

Za rozs?dn?
I za przyst?pn?, tak ci si? spodziewam.

AGIGARTA ( po chwili milczenia, wzgardliwie ).

Gdy ci si? moja krew nikczemn? zdaje,
Ari, moj bracie, zrobimy umow?:
Trzeci? cz??? skarbow dasz mi.

RUDIR.

Niepodobna!

ARI.

Zaiste, cena wysoka na dziada.

AGIGARTA.

S?dzisz, ?e los moj nie wart kafla z pieca?

RUDIR.

Podła to chciwo??!

ARI.

Zk?d ta nagła ch?tka

Zosta? bogaczem? Zaiste, bezprawiem
Jest w handlu przy tak niesumiennej cenie
Obstawa?.

AGIGARTA.

Tyby? powinien by? kupcem
Nieco ogl?dnym; ja nieukiem jestem,
A wi?c mi wybacz, nie mam z tob? sprawy,
Boby mi naprzod trza ciebie zapyta?,
Po jakich cenach ojcowie powinni
Przedawa? synow? ?aden nie powiedział
Mi, czy jedyny syn opuszczonego,
Smutnego starca, wart szel??ek wi?cej,
Ni? zwykli dawa? rze?nicy? Zamało
?wiadomy jestem praw a, a wi?c przysta?.

ARI.

Wierz mi, ?e cena ta jest niepodobn?.

AGIGARTA.

Wierz?, lecz dasz mi to, czego za??da
Zachcianka serca ojcowskiego; dasz mi
Trzeci? cz??? skarbow?

RUDIR.

Szost?!

ARI.

Pi?t?! Czwart?!
Miejmy nad n?dz? lito??, moj Rudirze!

AGIGARTA.

Ty Sunasepp? zgładzisz mi...

ARI.

Za czwart?!

AGIGARTA.

Za trzeci?, mowi?, tak, a nieinaczej.

ARI.

Ale? odchodzisz od zmysłow, moj bracie!

GŁOS SUNASEPPY.

Ojcze moj!

RUDIR.

To on biegnie!

AGIGARTA.

Sunaseppo!

ARI.

Wstrzymaj si? chwil?, zapłacimy zaraz.

AGIGARTA.

Za trzeci?!

ARI.

Z liczb? t? wraz b?d? przekl?ty!
Z t? cen? płacim haracz Daitijom [9] [10]
Piekielnym ? płac? przysi?g? fataln?!

AGIGARTA.

A ty, o ojcze bogow, straszny Indro,
Tak mi dopomo?!

( Ari i Agigarta podaj? sobie dłonie. )
SUNASEPPA ( wchodz?c ).

Tatulu!

AGIGARTA.

Ach, tem słodkiem mi? ju? mianem
Nie mie?!

SUNASEPPA.

O przebog! co ci jest? czy trud
Zbyteczny siły potargał?

AGIGARTA.

To głod!

SUNASEPPA.

Cierpisz, a stronisz odemnie?

AGIGARTA.

Ci??aru
?ycia ju? odt?d d?wiga? niepotrafi?!

SUNASEPPA.

Co ci jest?

AGIGARTA.

Ciebie ? przedałem za złoto!

SUNASEPPA.

Niewolnik!... czyim mam by? niewolnikiem?

AGIGARTA ( wskazuj?c Rudira ).

Rudira.

SUNASEPPA.

N?dzny!

AGIGARTA.

Nie wyrokuj jeszcze. [11]
Niewiesz o losie, co? czeka w niewoli.

SUNASEPPA.

A co? jest gorsze od niewoli samej?

RUDIR.

Nie z ro?, nimfeow b?dzie upleciony
Bicz, co ma chłosta? pyszne twoje biodra!
B?dziesz szcz??liwym, bo mej nienawi?ci
I oczom moim ujdziesz w krotkim czasie
Przez wielki płomie?; ja sam rusztowanie
Podpal?! dzik? rado?ci? szalony!..

SUNASEPPA.

Nie! spłon?, my?l?c, je?eli zwyci??ysz,
O losie boskiej Maji, ktor?? schwytał
Chytrze, do podłych chc?c pogwałci? zwi?zkow.

( Do Agigarty, łkaj?c. )

A wi?c mam umrze??

AGIGARTA ( z cierpkim przek?sem ).

Mo?e krol Waruna
Cały uj?? ?mierci, gdy taka jak tego
Chłopi?cia krew mu ofiarna popłynie! [12]
Oto moj krewny, Rudir, kocha Maj?,
Krolewsk? cor?, lecz dla swego krola,
Ktorego cork? kocha, ?al mu umrze?!
Pragnie on u?y? miło?ci w spokoju,
Głod moj umorzy?, a naby? za złoto
Krew twoj?, ktor? tej samej dziewicy
Chce ofiarowa?... Lecz ty b?dziesz kochał,
Jak wielcy tylko zdolni s? miłowa?;
Ty nie masz skarbow, ktoremiby? ol?nił,
Ty, zimnem mi?sem rze?ni!... O, moj biedny!
Ty nie masz serca mo?nych; nie z tej ziemi
Ty jeste?!... ziemia, cokolwiek dla ludzi
Tutaj zrodziła, odmowiła tobie!
Takiemu zaczem ?eby ?al umiera??
Chyba za łzami ?ałosnego ojca,
Co tu niedługo po tobie zostanie...
Ale łez oczom biednych mie? niewolno!
Czu? wielkomy?lnie, wznio?le, delikatnie,

Nie nam przystało. Nawet bole?? sama,
Kiedy nas targa, im jest niepoj?t?!
Ty? nie n?dzarzem zrodzon, nie ? n?dznikiem
Szlachetnym jeste?, bo sam wrog ci?, Ari,
Godnym by? uznał krolewskiej ofiary,
Tej, co sam Rudir! Lecz nie masz dostatkow,
By? rzekł do niego: Czcigodny stryjaszku,
Dzi?ki ci! ?ycie wcale mi nie ci??y...
A wi?c moj miły synu Sunaseppo,
Godziene? umrze?; umrze? ci przystało,
Bo n?dz? ojca twego ułagodzisz,
Bo Rudir w słodkich snach ju? si? kołysze,
Bo krol Waruna, dzi? zniedoł??niały,
Nowy rdze? ?ycia, nowych sił nab?dzie!
Lecz bohaterstwem si? twojem, moj synu,
Raduj i ?wiadom zawsze b?d?, ?e k?dy
Wszelaka lito?? zamiera, gdzie wszelkie
Wspołczucie staje ?miej?cym kamienie m,
A człowiek biedny, aby wznie?? si? nieco,
Sia? musi własnym trupem swoj? drog?, ?
Dziewicy cudnej obudza si? miło??,
Jak ?rodło, ktore w?rod pusty? przestworza
Spotyka pielgrzym samotny; jak ?wiatło,
Co zbł?kanego wywodzi w?rod borow;
Jako melodya, serc najdzikszych pani,
Ktora bezsenno?? dumn? przeaniela
We wniebowzi?cia sny pełne zachwytu,
I łzy pociechy z oczu wywołuje...
Wi?c odsło? pier? mu młodzie?cz?, a czołem
Dziewiczem bły?nij w te ?lepia oprawcy!

( Do Ari i Rudira )

K?dy? jest kapłan?

ARI.

Jaki kapłan? Aza?
Nie wiesz, ?e w nowym obrz?dku ?wi?conych
Nie masz kapłanow?

AGIGARTA.

Kto mi zwi??e syna?
Gdzie stos? kto ogie? zechce mu podpali??

(Rudir wchodzi do jaskini, po chwili wraca, za nim Yama, czarny bog ?mierci, powrozem, ktorego ko?ca nie wida?, p?ta nogi Sunaseppy, poczem cofa si? do progu jaskini.)
RUDIR ( do Agigarty ).

Wi??!

AGIGARTA.

Ja? nie.

ARI ( błagalnie ).

A wi?c kto go ma przywi?za??

AGIGARTA.

Ja nie.

ARI.

Czego si? l?kasz? [13]

AGIGARTA.

Ja? niczego.
Tylko, ?e spełni? tego nie mam serca.
Ty? nie jest ojcem Sunaseppy, wi?? wi?c!
Niewinne członki bezbronne do woli
Kr?pujcie Yamy przekl?tym powrozem!

(Ari usiłuje si? zbli?y? i cofa, jak sił? niewidzialn? odepchni?ty.)
ARI.

Nie, nie, nie mog?, za jak??e cen?
Chcesz go przywi?za??

AGIGARTA.

O, o dniu przesławny!
Dniem ci? układow zwa? trzeba. Ty pomy?l,
Co si? w ojcowskiem sercu dzieje, potem
Wymaga? zadziw si? umiarkowaniem:
Oddasz mi drug? trzeci? cz??? twych skarbow.

RUDIR.

Ohydny układ!

AGIGARTA.

Ty? go wszcz?ł, ty? cenił.
Oto sznur le?y gotow i bezbronny
Syn moj ? wi?? ?e go.

(Rudir probuje wi?za? sznur, ktory sam rozwi?zuje si? w tej chwili. Woła zrozpaczony.)
RUDIR.

Wi?c Agigarto, przyb?d? mi? zast?pi?!
Zrabuj me skarby!

AGIGARTA.

Zr?bcie pie? Palassy [14] ,
Z gał?zi suchych zło?cie stos, tymczasem
Ja musz? moje chłopi? sam kr?powa?.

ARI. ( do Rudira ).

Co pocz??, Ari? godzina tak blizka!
Biada, je?eli ?wit białej jutrzenki
Ofiar? nasz? uprzedzi!

(Rudir i Ari widzialni w oddali, r?bi? drzewo Palalassa.)
RUDIR (do Arego) .

Wielkie s? i tajemne Palalassy drzewa
Własno?ci; czemu chce go Agigarta?

ARI.

Bo tem ofiara podpalona drzewem
Odmładnia tego, na czyj? zostaje
Cze?? dopełnion?.

RUDIR (przel?kły)

Krol by odmłodniał?

ARI.

Oczywi?cie.

RUDIR.

Biada!
Wi?c niedoł?go, po co? dopomagasz
W tem Agigarcie? raczej wro? mu syna,
A moje skarby dziedziczne mnie oddaj!

ARI.

Nie ma znow takiej, jak s?dzisz, pot?gi
Drzewo przez siebie; s? w niem pewne soki
M?dro?ci, tak?e pi?kno?ci symbolem,
I płomie?, ktory odmłodzi? ma członki
Starca, by? musi oblany posok?
Krolewskiej rasy, by zniedoł??niałe
?yły staremu krolowi zasili?.

AGIGARTA.

Do mnie, moj synu! mow za mn? modlitwy
I błagaj bogow; naprzod wszechwładnego
Yam?, by ul?ył ci godzin? ?mierci.

(Kiedy Rudir i Ari stos układaj?, Agigarta kr?puje syna powrozem Yamy.)
SUNASEPPA (cicho) .

Cze?? najwy?szemu panu ?mierci, Yamie!
I ciebie wzywam, Yamo sprawiedliwy!
Nie zsyłaj wielkich członkom mym bole?ci,
Dok?d nie zgin? w ofierze płomienia;
Ty pierwszy w ?mierci, pierwszy w tamtem ?yciu,
Mi?dzy szcz??liwych, do ojcow mnie wprowad?!
O to ci? tylko błagam, bym sie długo,
Konaj?c w strasznych bole?ciach, nie m?czył.

GŁOS YAMY.

Wdzi?cznie ci? słucham.

AGIGARTA (kładzie na stosie zwi?zanego syna) .

Oto ofiara, stos gotow, a teraz
Racz poj?? u?yczy? ?wi?tego płomienia.

(Ari odchodzi do zamku.)
SUNASEPPA (modli si? dalej cicho) .

Ciebie ja wołam o strasznej godzinie,
O boski, straszny ciemnych smokow władco!
Opo?nij na mnie id?ce potwory,
A członkow moich nie m?cz, pastw? dziecka.
Błogosławiony po?redniku mi?dzy
Niebem a ziemi?, przyjmij tego ducha
Biednego, ktory do siedzib niebieskich
Pod??a.

(Ari z zamku wraca z łuczywem płon?cem; z płomienia słycha? głos bostwa ognia.)
GŁOS.

Indra ci? zbawi!

AGIGARTA.

Lecz zaostrz
?elazo, Rudir.

(Rudir gładzi ?elazo topora, ktorym r?bał gał?zie.)
SUNASEPPA (modli si? dalej) .

Wielki pot?g?, o niebieski władco
Indro! o, ciebie, Indro lito?ciwy,
Błagam; wszak broni złowieszczej ty? Witry
Zniweczył skutek; zmiłuj si? nademn?
I z ciała mego nie czy? ur?gania!

GŁOS INDRY Z GORY.

Bli?ni?ta wezwij!

AGIGARTA.

Ogie?, stos, ?elazo
Czekaj?; k?dy? oprawca?

ARI.

O pr?dzej!
Bielej? nieba ? tnij!

AGIGARTA.

Ja ci??? ja? ojciec?!
Krew moj? ciepł?, ?yw? i rumian?
Zimnem ?elazem r?ba??

ARI.

Czuj? zimno
?mierci, co strasznym dreszczem mi? przebiega.
Lubi? to ?ycie; ??daj co chcesz ? tnij!

RUDIR.

Nie, stryju, dobry stryju, ju? nie ??daj,
Nie ?miej nic wi?cej ??da?; oddaj topor.
Ja go zasiek?!... Co? to? moje rami?
Słabnie... nie d?wign? toporu! O, pomo?,
Wesprzyj mi? Agigarto! O, powstrzymaj
Me bratobojcze rami?... ?ycie moje

Słabnieje i ju? uchodzi... nie ??daj
Nadto, moj stryju!

AGIGARTA.

Trzecia cz??? ? ostatni?!

ARI.

Masz! bierz!

RUDIR.

Krwi! krwi daj pr?dzej popłyn??, ty chciwcze!

(Agigarta gotuje si? do ofiary.)
SUNASEPPA.

Ty wi?c, o ojcze?!... was błagam, o bracia!
Wspolnie zrodzeni, miło?ciwi k'sobie,
Rozwiejcie wszystkie ko?ci i popioły
Moje, a spu??cie mi szczypt? ambrozyi
Boskiej na zwłoki te nieopłakane,
By nie nadbiegła naje?ona hyena,
O ko?ci moje drapa? si? z szakalem!

(Nagle otwieraj? si? drzwi zamku, w podwojach jego staj? bracia bli?ni.)
BRACIA BLI?NI.

?piewaj na cze?? zorzy!

( Agigarta zapala stos, Sunaseppa ko?czy modlitw?. )
SUNASEPPA.

Błogosławiona mi?dzy dziewicami
Nandany, ty b?d?, o boska Auroro!
Skłonna b?d?, błagam, cudotworna dziewo,
Płomiennym modłom syna Agigarty!
Ty staro?ytna, a wiecznie młodzie?cza
Odnowicielko ?wiata, u?miechni?ta,
Ktora twym pl?sem precz rozpraszasz cienie,
O! jeden u?miech boski ust ro?annych

Daj w tej godzinie umieraj?cemu!
Pociesz... z obłoku zst?p niebieska gwiazdo!

(Płomie? stosu wzrasta.)
BRACIA BLI?NI.

Wezwan? pragnie zosta? po imieniu.

SUNASEPPA.

Jakie? jej imi?? boskie, tak jak ona;
Nie wiem nieszcz?sny, czy jasnej dziewicy,
Czy cudow modrych ?wietlanej arfiarki?
Ktore? jej godne? ja znam jedno tylko,
Imi?, co kocham nad wszelkie ? to Maja!

( Maja schodzi z zamku w ?wietlanych szatach, z girland? w r?ku, po jej bokach bracia bli?ni, wołaj?c: )

Waruna zbawiony!

( Ari p?dzi na zamek, ktory cały zapłon?ł ?wiatłami, Rudir czołga si? do swej jaskini, Maja odwi?zuje powroz, ktory Yama ?ci?ga w sw? pieczar?. Maja wie?czy Sunasepp? i w obj?ciu jego ?piewa hymn ?wiatła: )

Powsta?, powsta? sło?ce moje!
?wiat si? budzi ? ?wita zorza,
Jasn? głow? wznie? ? podwoje
?wiatła p?kły! Powsta? z morza!...
Umilkł nocny ?wierszcz na błoni,
A skowroneczek w?rod bł?kitow
Ju? najra?sz? [15] piosnk? dzwoni.
Sło?ce wsta? i wzle? do szczytow!
Mgły rozdarły kwefy białe,
Ju? jutrzenka tli? zaczyna,

Zbud? si?! rozpło? wszechwspaniałe,
Jako tarcza Bramy syna.
Ze zroszonych run spowicia
Mały d?wiga si? baranek,
Woła: matko, czuj? ranek!
Spiesz si? sło?ce! iskro ?ycia!
Wsta?, o wsta?, na rydwan złoty
Wst?p i rozpu?? ?wiateł go?ce!
W d?wi?kach stron, przez ramion sploty,
Ubostwiamy ci?, o sło?ce!







  1. Przypis własny Wikiźródeł  Victrix causa diis placuit, sed victa Catoni (łac.) ? bogowie byli po stronie zwyci?zcy, ale Kato ? po stronie zwyci??onego. Cytat pochodzi z Lukana ?Pharsalia” 1, 128; i odnosi si? do Katona, ktory został wierny Pompejuszowi po pokonaniu go przez Cezara.
  2. Przypis własny Wikiźródeł  Rudra, co w sanskrycie znaczy: wyj?cy lub rycz?cy ? wedyjsko-brami?ski bog burzy i zniszczenia, siej?cy strach i przera?enie a (tak?e choroby i ?mier?) strzelec; ale nios?cy tak?e powodzenie. Pan zwierz?t i opiekun my?liwych. Ojciec Rudrow. W po?niejszych czasach uto?samiano Rudr? z ?iw?.
  3. Przypis własny Wikiźródeł  Maja, co w sanskrycie oznacza; czarodziejsk? sił?, ale te? złudzenie lub pozor, złudzenie ? wedyjska pierwotna siła albo te? czarodziejska moc bogow, stworzona przez Wisznu, a ktora nast?pnie dała pocz?tek całemu ?wiatu; w hinduizmie przydomek boskiej matki (Mahadewi, a w siwaizmie Uma, Gauri, Parwati oraz Durga, Kali); w hinduizmie te? złudny ?wiat jako przeciwie?stwo rzeczywistego ?wiata ? Brahmana.
  4. Przypis własny Wikiźródeł  Waruna, co znaczy w sanskrycie wszechogarniaj?cy ? wedyjski wszechwiedz?cy bog nieba i ?ywiciele ?wiata; wszechwiedz?cy i wszechwidz?cy, w bramai?mie patron prawdy, prawa i porz?dku, syn Ka?japy i Aditi, m?? Waruni, Warunani, ktoremu składa si? w ofierze ciemne barany jako bogowi nocnych ciemno?ci; w hinduizmie bog morza i oceanow, oraz wod l?dowych i deszczu, patronuj?cy zachodowi ?wiata, przedstawiany z p?tl? i naczyniem z wod?, jego kolorami s? biały i niebieski.
  5. Przypis własny Wikiźródeł  A?winowie, co w sanskrycie znaczy wo?nice, lub inaczej Nasatjowie, tzn. z kolei: przybywaj?cy z pomoc? ? w wyznaniach wedyjskich i brami?skich dwaj bogowie-bli?niacy, synowie Wiwaswanta i Saranju, bracia Manu i Jamy. Pojawiaj? si? na porannym niebie w zaprz?gni?tym w rumaki złotym wozie. Patronowa? mieli uprawie roli i hodowli bydła, byli te? bogami porannego i wieczornego zmierzchu lub gwiazdy porannej i wieczornej i boskimi lekarzami. Na podobiznach z głowami koni. Podkre?la si? ich pewne podobie?stwo do Dioskurow: Kastora i Polideukesa vel Castora i Polluksa. Patrz te? artykuł w Wikipedii
  6. Przypis własny Wikiźródeł  Taksaka (lub Takszaka), krol nagow, ojciec Aswasena, starszy brat Srutasena, (mieszkaj?cego w Mahadjumnie). Takszaka jest wzmiankowany w Mahabharacie, ktora podaje, ?e: Ard?una i Kriszna napadli na las Kandawa pod nieobecno?? Takszaki, morduj?c jego ?on?, za co ten m?cił si? zatruwaj?c w przebraniu jedzenie krola Parikszita, (wnuka Ard?uny) i przeszkadzaj?c specjalistom od zatru? z klanu Kasjapa. Potem zamieszkał w mie?cie nagow, zwanym Takszasila, z ktorego został wyp?dzony przez krola Janamejaya, (syna Parikszita). Na wygnaniu miał rabowa? podro?nych na granicy, (w tym bramina Utanka z ofiarowanych mu przez krolow? Pauszj? kolczykow) za co dalej był ?cigany przez krola Janamejaya. Szukał schronienia w krolestwie Dewow i ochrony jego władcy, a swego przyjaciela Indry, ale został przez krola Janamejaya schwytany wraz z innymi krolami nagow, a uwolniony dzi?ki braminowi Astice, (synowi bramina i nagini Manasy). Po ich powrocie do Takszasila zapanował pokoj. Taksaka (lub Takszaka) w mitologii buddyjskiej jest pi?tym z o?miu krolow Nagow, ten ktory miał da? Buddzie sutr? lotosu.
  7. Przypis własny Wikiźródeł  Jama, co znaczy w sanskrycie: opanowanie ? wedyjski protoplasta ludzi i pierwszy ?miertelnik, ktory wszystkim nast?pcom wskazuje drog? do krainy ojcow; syn Surjego a brat Jami vel Jamuny; w braminizmie (i do niego te? odnosi si? te? autor) bog ?mierci i czasu, władca krainy umarłych i ich s?dzia, syn Wiwaswanta i Saranju, brat Manu i A?winow, m?? Dhumorny (co znaczy: zasłony dymu, a tyczy tego dymu ktory unosi si? ze stosow ofiarnych). Włada południow? stron? ?wiata.
  8. Dioskury indyjskie, te? co rzymskie Castor i Pollux, a słowia?skie Lelum i Polelum.
  9. Daitii, piekielne bostwo indyjskie.
  10. Przypis własny Wikiźródeł Dajtowie ? demony, zaliczane do asurow, dzieci Diti i Ka?japy. Wymieniani s? ich krolowie: Hiranjaka?ipu, (syn Diti, zbuntowany i rozerwany przez Wisznu), i nast?pne pokolenia Prahlada (wzor cnoty, pokonany przez Indr? jej wyłudzeniem), Wirocana, Bali (ktory dzi?ki ascezie i bogobojno?ci miał doj?? do takiej pot?gi, ?e niebo, ziemia i ?wiat podziemny dostały si? pod jego panowanie; z ktorych 2 pierwsze wydarł podst?pem Wisznu), itd. Dajtowie odchodz? w razie ?mierci do krolestwa Waruny, (jak ludzie do krolestwa Jamy). Nie mog?c zwyci??y? Rawany, krola Rakszasow, przył?czyli si? do niego; Rawana za? uderzył na krolestwo Waruny i zwyci??ył go, do czego odwołuje si? w tym miejscu autor.
  11. Te spokojne słowa ojca, ?wiadcz? ?e jak ka?dy, co po?wi?ca najdro?sze, czuje niechybn? pomoc Indr y. Jako oddaj?cy rozg? ognist ?, najdro?szego syna, na ofiar? nocy, aby t??e noc zgładzi?, ł?czy si? tu Agigarta z innemi postaciami dawnych poda?, z ojcem Ifigen i , Jeft ?, ojcem Izaaka itd., najwy?szy symbol tego mamy w Jehowy zesłaniu Messyasza dla odkupienia ?wiata. (Przyp. tłomacza.)
  12. Wielka i dramatyczna jest w tej chwili wiara Agigarty w spełnieniu wieszczby, przy urodzeniu syna objawionej. Oddaje go pełen ufno?ci.
  13. Agigarta umy?lnie opo?nia ofiar? wiedz?c, ?e lada chwila krol skona.
  14. Drzewo, ktorem w najstarszym wieku Vedow, zwanym Yupa, podpalano stosy ofiar pi?kno?ci i m?dro?ci.
  15. Myty starohelle?skie skowronka mieniły staro?ytniejszym od samego Jowisza.





Tekst jest własno?ci? publiczn? ( public domain ). Szczegoły licencji na stronach autora: Angelo de Gubernatis i tłumacza: Władysław Tarnowski .